środa, 9 maja 2012

Stażowe wrażenia.


Wyruszyliśmy bladym świtem w trójkę (sensei Kuba, Zaza i ja).
Mknęliśmy niczym Hołowczyc niebieskim bolidem formuły superpierwszej i zanim się obejrzeliśmy byliśmy w Warszawie. Na miejscu odstawiliśmy naszą „maskotkę” do tymczasowego lokum i udaliśmy się na pierwszy trening. Na początku byłem onieśmielony liczbą ludzi w kolejce do zapisów i na trybunach. Nie trwało to długo ponieważ szybko udzieliła mi się świetna atmosfera (hm… psychologia tłumu?).
Po rozgrzewce rozpoczął się trening.
Sensei Cognard mówił po francusku, byłem więc bardzo wdzięczny za tłumaczkę (Marysię), która starała się wiernie oddać znaczenie słów mistrza.
Ponieważ na macie panował lekki ścisk, przydały się lekcje sensei Kuby o myśleniu i rozglądaniu się w trakcie upadania, żeby nikomu (w tym sobie) nie wyrządzić krzywdy.
Trening z tak dużą liczbą osób miał też bardzo fajny aspekt, mianowicie niemal nie zdarzyło się abym tego i następnego dnia ćwiczył dwa razy z tą samą osobą :).
Wykorzystując również niesamowite stężenie zaawansowanych osób na macie, rozpocząłem swoje prywatne polowanie na osoby w hakamach :). Jako żądny wiedzy i umiejętności adept miałem nadzieję wykorzystać sytuacje i nauczyć się od nich jak najwięcej. Polowanie kilkukrotnie zostało uwieńczone sukcesem i muszę przyznać, że bardzo miło będę je wspominał.
Miałem również możliwość bliższego kontaktu z sensei Cognardem gdy tłumaczył mi jak wykonać jedną z technik, a z jego ust nie znikał serdeczny uśmiech.
Po sobotnich treningach odbyły się egzaminy na wyższe stopnie mistrzowskie.
Miło było popatrzeć na zmagania mistrzów, najbardziej w pamięć zapadły mi zmagania z bronią i kilkoma uke. To była prawdziwa uczta dla oczu.
Nocleg miałem w bardzo wygodnym i dużym „łóżku” w hotelu „Gwardia”. Spanie na macie było dla mnie nowym doświadczeniem i muszę przyznać, że bardzo mi się podobało. Mam nadzieję to jeszcze powtórzyć. Pobudka w miejscu treningu miała jeszcze ten plus, że nie trzeba się było zbyt wcześnie zrywać, żeby dobiec/dojechać na treningi następnego dnia :P.
 Po egzaminie w dniu poprzednim, miałem nadzieję, że niedzielne treningi będą wypełnione bronią. Niestety broń została ograniczona do zaledwie kilku technik, po czym znów przeszliśmy do technik ręcznych. W takim systemie dotrwaliśmy do końca dnia drugiego.
Na koniec stażu bolał mnie każdy atom mojego ciała, a każdy krok stanowił nie lada  wyzwanie,
Mimo to bananowy kształt moich ust utrzymywał się do momentu gdy uświadomiłem sobie, że trzeba jeszcze wrócić do Rzeszowa i mina mi trochę zrzedła.
Na szczęście dzięki uprzejmości koleżanki Asi mieliśmy możliwość odsapnąć trochę popijając niesamowicie krzepiącą herbatę.
Droga powrotna mimo zmęczenia i padającego deszczu przebiegła bezpiecznie i w pogodnej atmosferze. Około 22 czasu letniego dotarliśmy do celu.
Bardzo się cieszę, że mogłem uczestniczyć w tym stażu. Sporo się na nim nauczyłem i mam nadzieję,
że jeszcze w wielu takich stażach wezmę udział.
Bardzo gorąco polecam takie wyjazdy, możliwość uczenia się z tyloma ludźmi jest naprawdę fantastycznym doświadczeniem i daje spore możliwości rozwoju.

Pozdrawiam 
Michał

P.S.Poniżej trochę zdjęć ze stażu, część fotek dzięki uprzejmości Macieja Szczypińskiego (Pozdrawiamy :D)






































2 komentarze:

  1. Kto wogóle organizował ten staż? to jest jakieś cykliczne przedsięwzięcie? jak można się na coś takiego dostać ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Polska Akademia Aikido organizowała ten staż, tak takie staże są cykliczne raz lub dwa razy w roku.
    Na naszym blogu umieszczamy informacje o stażach, nowy sezon oraz nowe staże od września 2012.
    Zapraszamy
    trener

    OdpowiedzUsuń