czwartek, 24 czerwca 2010

Zakończenie sezonu 2009/2010

Tak, tak moi Mili. Dziś ostatni trening przed wakacjami. Zapraszam więc wszystkich chętnych do wzięcia w nim udziału, bo potem dwa miesiące przerwy.

A po treningu, grupowy wypad na małe co nieco:).

Zapraszam

tomek

środa, 16 czerwca 2010

Nie samymi treningami człowiek żyje:)

Wczorajszy trening odbył się jak zapowiedziano, a jakże. Osób było baaardzo mało, bowiem w porywach do czterech, włączając w to Kubsznego. Nie przeszkodziło to jednak w solidnym poćwiczeniu. 

A poćwiczyliśmy sobie techniki z ataku shomen-uchi, koncentrując się na dwóch: sankyo oraz kote-gaeshi. Warto zaznaczyć, że obie techniki mieliśmy zakończyć unieruchomieniem, co w przypadku sankyo oznaczało zejście do pozycji suwari. Jak się okazuje, nie jest to wcale takie proste, bo choć samą technikę mamy jako tako opanowaną, to na poziomie detali jest jeszcze sporo do zrobienia. Więc trudziliśmy się wielce próbując obczaić niuanse techniki, przede wszystkim: dobry timing, właściwy przechwyt i odpowiedni dystans. Jak już wspomniałem - jest jeszcze nad czym pracować.

niedziela, 13 czerwca 2010

Wtorkowy trening

Tylko krótki wpis informacyjny. We wtorek trening rozpocznie sie o godzinie 19tej. Zapraszam chętnych i proszę o poinformowanie tych, którzy mogą nie wiedzieć. 

piątek, 11 czerwca 2010

Garść niusów z czwartkowego treningu

Wrócił Kubszny - hurra! Lud pracujący wsi i miasteczek uczcił to wiekopomne wydarzenie wywróceniem oczu i machnięciem ręką;]. Po czym ręka ta została wykręcona jak mokra szmata podczas wykonywania shiho-nage:). I wszyscy byli szczęśliwi.

A tak poważniej. Od około dwóch tygodni atmosfera w sekcji iście letnia; znaczy to ni mniej, ni więcej, że osób jak na lekarstwo. Dużymi krokami zbliża się bowiem koniec sezonu 2009/2010, a ostatnie tygodnie przed końcem mają to do siebie, że nie są specjalnie obfite w ćwiczących. I tak na przykład, wczoraj było nas sześcioro, a to dlatego, że - jak już wspomniałem - wrócił Kubszny.

wtorek, 8 czerwca 2010

Wizyt ciąg dalszy oraz trening pełen ofiar

Kolejny dzień i kolejny wpis, mam jednak nadzieję, że nie znudziłem Was jeszcze swoim pisaniem i z chęcią poczytacie o kolejnych ciekawych sytuacjach, które się dziś wydarzyły. A działo się sporo.

Po pierwsze: Kubszny nadal w rozjazdach, więc trzeba go było zastąpić także podczas dzisiejszych zajęć. A dziś treningi miały dwie grupy - jedna dzieci młodszych, a druga dzieci najstarszych, czyli dorosłych:). Więc po kolei.

Na 17tą miałem się stawić, podobnie jak wczoraj, w SP23, gdzie trenuje grupa dziecięca, z tym jednak, że dziś ćwiczyła grupa dzieci najmłodszych, niejednokrotnie praktykujących dopiero kilka miesięcy. Na szczęście miałem świeże doświadczenia z dnia wczorajszego... w związku z czym wiedziałem, kto z treningu powinien wyjść bardziej zmachany:D. A wyszły dzieciaki zmachane niesamowicie, co zresztą potwierdzali sami rodzice, którzy śmiali się mówiąc, że ich pociechy wyglądają jak po wyjściu z basenu. Uznałem to za komplement:D. Niemały w tym udział miała dzisiejsza pogoda - ciężkie, ołowiane chmury wiszące nad miastem, lepkie i wilgotne powietrze oraz wysoka temperatura. Zwiastuje to niestety kolejne opady - przysłowiowa (i zapewne nie tylko) cisza przed burzą. Najlepszym dowodem na to, że aura dziś nie oszczędzała jest fakt, że pociłem się od samego siedzenia, i to pomimo otwartych drzwi i okien. No cóż, takie są uroki lata. Wyobraźcie więc sobie, jak musiały wyglądać dzieciaki po godzinnym treningu, który - jak się domyślacie - nie składał się z samego siedzenia:).

poniedziałek, 7 czerwca 2010

Z wizytą u młodzieży

Serce rośnie patrząc na tą dzisiejszą młodzież i dzieciaki. I mówię to zupełnie serio, bo zdaje się, że - wbrew temu, co mówią media - nowe pokolenie nie jest tak zdziczałe i zepsute. Oczywiście są sytuacje wyjątkowe - niezdrowe, ale to nie one są regułą, są raczej wyjątkiem. Regułą jest natomiast to, że dzisiejsza młodzież, mówiąc kolokwialnie, daje radę:). I tego się będę trzymał:).

No, ale dość już z tym filozofowaniem, bo mam Wam do opowiedzenia, co się dziś wydarzyło podczas spotkania z najmłodszymi adeptami Aikido.

Zacznę od tego, że w związku z nieobecnością Kubsznego, spotkał mnie zaszczyt poprowadzenia treningu dzieciakom. Nie jest to dla mnie nowość, ale za każdym razem jest to pewne wyzwanie. Dzieciaki to odbiorca - z jednej strony - bardzo wymagający, spostrzegawczy i doskonale wyłapujący potknięcia prowadzącego (więc trzeba się pilnować;]), a z drugiej niesamowicie wdzięczny i dający energetycznego kopa:). Więc choćby nie wiem jak dzieciaki dawały się we znaki, zawsze na koniec treningu człowiek schodzi z maty z bananem (to taki uśmiech od ucha do ucha) na twarzy.