środa, 15 czerwca 2011

Końcowosezonowa

Wakacje za pasem. Nie ma co do tego żadnych wątpliwości - widać to dosłownie na każdym kroku, także w naszej sekcji. Frekwencja typowa dla zakończeń, czyli osób niewiele - około ośmiu, z prowadzącym oczywiście:). Stan na dziś przedstawia się tak: Kubszny, Rumcajs, Młoda, Rysiek junior, Basia, Ula, Paweł, no i ja. Od Basi dowiedzieliśmy się, że kolega Michał, który bardzo regularnie pojawiał się na zajęciach, załapał jakąś kontuzję, więc pojawi się zapewne dopiero po wakacjach. Z tego, co wiem, działamy w tym tygodniu na pewno, raczej w przyszłym, a co potem, będę informował na bieżąco.

A teraz trochę o tym, co się działo. A działo się całkiem sporo. Otóż mamy nowego prowadzącego:). Rumcajs, pod nieobecność Kubsznego, przejął pałeczkę i poprowadził ostatnie trzy treningi. Różnica między stylami prowadzenia chłopaków jest duża, każdy z nich inaczej rozkłada akcenty, przyjmuje inną metodykę, inny jest nawet układ treningu. Muszę powiedzieć, że taka zmiana jest bardzo pożądana, oczywiście od czasu do czasu. Skoro ostatnio mniej jeździmy na staże, to przynajmniej tak zmieniamy sobie prowadzących:). Aha, nieobecność Kubsznego dotyczy pierwszych półtora treningu, czyli wtorku i części czwartu ubiegłego tygodnia. Wczoraj Kubszny był, tyle, że zamiast sukienki owiązał się białym pasem i tak udał się na matę. Wywołało to pewną konsternację, na szczęście Rumcajs w mig opanował temat i stanął u steru:). Jak to przebiegło dokładnie niech pozostanie pomiędzy obecnymi - dość powiedzieć, że było wesoło i milcząco;]. 
Jak już wspomniałem, Rumcajs ma inne podejście niż Kubszny, więc i trening różnił się istotnie. Po pierwsze rozpoczęliśmy od ukemi, a nie długiej formy, potem było trochę kokyu-ho, kokyu-nage, było też kilka dźwigni w pozycji siedzącej. Miłośnicy stygmatów byli ukontentowani;]. Z racji niewielkiej liczby osób, obiegaliśmy się po pachy, ba, nawet po uszy. Pot lał się strumieniami, tym bardziej, że wentylacja na sali jest jako taka, a grupa przed nami poci się jak w saunie. Mi się to jednak podobało, także z tym zaduchem. Zapytacie zapewne, co może być gitowego w pocie lejącym się po oczach i duchocie iście tropikalnej. Otóż, może już o tym kiedyś pisałem, bardzo spodobała mi się pewna myśl zarzucona niegdyś - nie pamiętam już dokładnie - Jurzego albo Kubsznego, a może kogoś zupełnie innego: rzecz tyczyła się radzieckich, jeszcze, judoków, którzy przed zawodami zwykli ćwiczyć w szczelnie zamkniętej sali, z podwieszoną pod sufitem gumową płachtą, którą w miarę upływu czasu obniżano. Ćwiczyli więc chłopacy w warunkach mocnego niedoboru tlenowego. Tortura - pomyślicie. Otóż nie do końca - bowiem w czasie zawodów, w dobrze wentylowanej i wietrzonej sali, ich wydolność było znacznie większa - tylko dlatego, że natlenienie powietrza było prawidłowe. Wystarczy tylko - i aż - tyle, by poprawić swoją kondycję i wytrzymałość. A na tym mi właśnie zależy. Poza tym, zauważyłem, że lepiej mi się ćwiczy, kiedy jestem naprawdę rozgrzany i nagrzany (bez skojarzeń;]). Oczywiście mówię za siebie:).
Teraz słów kilka o treningu wtorkowym, kiedy Kubszny był, ale nie prowadził. Jak sam powiedział, a co było po nim widać, inaczej ćwiczy się, kiedy człowiek koncentruje się tylko na tym jak ćwiczyć, a nie na prowadzeniu, poprawianiu i tłumaczeniu. Pewnie więc Kubszny trochę psychicznie odpoczął i się zresetował. Fajnie, tym razem z naszej - współćwiczących strony, było też poćwiczyć z nim występującym w roli uczestnika treningu. Relacja jaka wtedy się tworzy, jest (przynajmniej w mojej opinii) nieco inna, niż wtedy, kiedy ma na sobie sukienkę. Ciekawe przeżycie i doświadczenie. 
Na zakończenie treningu zagraliśmy sobie jeszcze w rugby. Składy: Rumcajs, Rysiek jr. i Paweł (hehe, losers!;]) z jednej strony oraz Kubszny, najlepszy napastnik meczu - Basia i ja - z drugiej. Chyba już zaznaczyłem, kto mecz wygrał;]. Było git, bardzo dobra zabawa, męcząca potwornie, ale radość z gry jest niesamowita. I tak upłynął nam ostatni trening - na powtórce kokyu-nage i na rugby:).
Czasu coraz mniej, więc jeśli ktoś ma ochotę trochę się pomęczyć ćwicząc, to zapraszam.

tomek 

1 komentarz:

  1. Dobrze Tomek że się znowu odzywasz nie mogę do was dołączyć t choć sobie poczytam.
    Pozdrawiam Wojtek.

    OdpowiedzUsuń