piątek, 11 czerwca 2010

Garść niusów z czwartkowego treningu

Wrócił Kubszny - hurra! Lud pracujący wsi i miasteczek uczcił to wiekopomne wydarzenie wywróceniem oczu i machnięciem ręką;]. Po czym ręka ta została wykręcona jak mokra szmata podczas wykonywania shiho-nage:). I wszyscy byli szczęśliwi.

A tak poważniej. Od około dwóch tygodni atmosfera w sekcji iście letnia; znaczy to ni mniej, ni więcej, że osób jak na lekarstwo. Dużymi krokami zbliża się bowiem koniec sezonu 2009/2010, a ostatnie tygodnie przed końcem mają to do siebie, że nie są specjalnie obfite w ćwiczących. I tak na przykład, wczoraj było nas sześcioro, a to dlatego, że - jak już wspomniałem - wrócił Kubszny.



Widać było po chłopinie, że zmęczony, a ostatnich kilka dni spędził w tarsie. Żeby więc zrównać nas do swojego poziomu zmęczenia, zaproponował nam rugby. Pomysł kapitalny, szczególnie z jego punktu widzenia:D. Już po kilku minutach pot lał się z grających strumieniami, czemu się Kubszny przyglądał z nieukrywanym uśmiechem. Młoda wczoraj nie grała, więc składy wyglądały następująco: Rumcajs i Wojtek z jednej strony oraz ja i Łukasz z drugiej. Niestety Rumcajs wraz z Wojtkiem okazali się lepsi i wygrali z nami różnicą około 3 przełożeń. No cóż, bywa - mieli szczęście:D. 

Dobiliśmy się piłką kopaną. Tym razem pokazaliśmy klasę i wzięliśmy rewanż na chłopkach, a ostatnie minuty bezsprzecznie należały do Łukasza, który odnalazł gdzieś w sobie rezerwy mocy i śmigał po boisku jak natchniony. 

Po tych kilkudziesięciu minutach ciągłego biegania powoli zaczęliśmy się upodabniać do Kubsznego:D. Poza Młodą, która wyglądała świeżo i w żaden sposób nie przypominała osoby, która właśnie przepłynęła Kanał La Manche:). 

Lwią część treningu poświęciliśmy na doskonalenie shiho-nage z ataku shomen-uchi, którą dla urozmaicenia, Kubszny umieścił w przestrzeni ura. Było więc na czym się skoncentrować, bo technika wymaga niemałej koordynacji ruchowej i dobrego wyczucia czasu. Powszechnym błędem z naszej strony było łączenie pierwszego zejścia z absorpcyjną pracą rąk, co skutkowało cokolwiek zrobotozyowanym ruchem, oraz gubieniem dystansu, przez co sama technika, w jej ostaniej fazie, traciła dynamikę i energię. Jako że forma miała się kończyć zejściem do pół klęku i wykonaniem rzutu, owa utrata dynamiki powodowała rozluźnienie u uke i brak energii do wykonania padu. Na szczęście, umysł Kubsznego mimo zmęczenia pozostał klarowny i wskazówki, których udzielał, w widoczny sposób poprawiały nasze wykonanie. 

Trening zakończył się masażem odprężającym, więc całe spięcie i zmęczenie zeszło i zostało tylko błogie rozleniwienie:).

tomek 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz