poniedziałek, 7 czerwca 2010

Z wizytą u młodzieży

Serce rośnie patrząc na tą dzisiejszą młodzież i dzieciaki. I mówię to zupełnie serio, bo zdaje się, że - wbrew temu, co mówią media - nowe pokolenie nie jest tak zdziczałe i zepsute. Oczywiście są sytuacje wyjątkowe - niezdrowe, ale to nie one są regułą, są raczej wyjątkiem. Regułą jest natomiast to, że dzisiejsza młodzież, mówiąc kolokwialnie, daje radę:). I tego się będę trzymał:).

No, ale dość już z tym filozofowaniem, bo mam Wam do opowiedzenia, co się dziś wydarzyło podczas spotkania z najmłodszymi adeptami Aikido.

Zacznę od tego, że w związku z nieobecnością Kubsznego, spotkał mnie zaszczyt poprowadzenia treningu dzieciakom. Nie jest to dla mnie nowość, ale za każdym razem jest to pewne wyzwanie. Dzieciaki to odbiorca - z jednej strony - bardzo wymagający, spostrzegawczy i doskonale wyłapujący potknięcia prowadzącego (więc trzeba się pilnować;]), a z drugiej niesamowicie wdzięczny i dający energetycznego kopa:). Więc choćby nie wiem jak dzieciaki dawały się we znaki, zawsze na koniec treningu człowiek schodzi z maty z bananem (to taki uśmiech od ucha do ucha) na twarzy.


Dzieciaki to wulkany energii, atomy w stanie wolnym, bywa, że i chaos w czystej postaci - potrafią skupić na sobie 110% uwagi prowadzącego, jednak dzięki temu, jest on w stanie poświęcić się tylko im, oczyścić się ze zbędnych emocji i codziennych zmartwień i oddać zabawie. W końcu trening powinien być niczym dobra zabawa: wciągający, poprawiający humor, wyciskający siódme poty, ale i podnoszący świadomość. I właśnie takie treningi wszyscy kochamy, czyż nie:)?

Oczywiście najłatwiej do dzieci trafić poprzez zabawę (sensu stricto), modele treningów dla dorosłych w najlepszym przypadku będą miały połowę swojej skuteczności. Nie znaczy to oczywiście, że treningi Aikido dla dzieci, to w-f po szkole, czy podwórko, co to, to nie! Trening dla dzieci musi być doskonale wyważony, tak aby dzieciakom nie zrobić w głowie niepotrzebnego zamętu natłokiem informacji, żeby po kilku minutach nie chodziły znudzone bardziej zajmując się stanem farb na ścianach niż zajęciami, a jednak, żeby jakieś wartości im przekazać - wartości podstawowe, bez których późniejsza praktyka nie może się obejść. Jak się zapewne domyślacie - jest to zadanie szalenie trudne. 

Koniec drugiej części filozoficznej;]. Czas przejść do konkretów i odpowiedzieć na pytanie 'jak było?'.

Otóż było rewelacyjnie, choć nie do końca jestem przekonany, czy po treningu bardziej spocony i zmachany powinien być prowadzący, czy prowadzeni:D. No cóż - sporo jeszcze nauki przede mną. Na szczęście mam dobrą wymówkę - otóż, moja drużyna przegrała w nogę, w związku z czym zwycięzcy zafundowali nam kilka rundek padów siatkarskich w nagrodę:). Tak już bywa, a wniosek nasuwa się oczywisty - muszę się podciągnąć z piłki nożnej:D.

Później postanowiłem wyrównać poziom zmęczenia i kolejna część treningu została przeznaczona na ćwiczenia ogólnorozwojowe. Z zadowoleniem zauważyłem, że po solidnej dawce pompek, brzuszków i temu podobnych języki wszystkich ćwiczących sięgały mniej więcej do pasa:D. 

Żeby jednak na koniec mieć siłę na samodzielne opuszczenie sali, końcówkę treningu znów opanowały zabawy, a w roli ostatecznego rozluźniacza najlepiej sprawdza się nieśmiertelna gra 'niebo-ziemia'.

I to by było na tyle, jeśli chodzi o trening. Mam nadzieję, że wszyscy uczestnicy dzisiejszego treningu bawili się równie dobrze jak ja:). 

tomek

1 komentarz:

  1. Aż się chce tam być, taka energia bije. :) Ignorant ;) ze mnie, bo nieśmiertelnej gdy nie znam :O.

    OdpowiedzUsuń