wtorek, 8 czerwca 2010

Wizyt ciąg dalszy oraz trening pełen ofiar

Kolejny dzień i kolejny wpis, mam jednak nadzieję, że nie znudziłem Was jeszcze swoim pisaniem i z chęcią poczytacie o kolejnych ciekawych sytuacjach, które się dziś wydarzyły. A działo się sporo.

Po pierwsze: Kubszny nadal w rozjazdach, więc trzeba go było zastąpić także podczas dzisiejszych zajęć. A dziś treningi miały dwie grupy - jedna dzieci młodszych, a druga dzieci najstarszych, czyli dorosłych:). Więc po kolei.

Na 17tą miałem się stawić, podobnie jak wczoraj, w SP23, gdzie trenuje grupa dziecięca, z tym jednak, że dziś ćwiczyła grupa dzieci najmłodszych, niejednokrotnie praktykujących dopiero kilka miesięcy. Na szczęście miałem świeże doświadczenia z dnia wczorajszego... w związku z czym wiedziałem, kto z treningu powinien wyjść bardziej zmachany:D. A wyszły dzieciaki zmachane niesamowicie, co zresztą potwierdzali sami rodzice, którzy śmiali się mówiąc, że ich pociechy wyglądają jak po wyjściu z basenu. Uznałem to za komplement:D. Niemały w tym udział miała dzisiejsza pogoda - ciężkie, ołowiane chmury wiszące nad miastem, lepkie i wilgotne powietrze oraz wysoka temperatura. Zwiastuje to niestety kolejne opady - przysłowiowa (i zapewne nie tylko) cisza przed burzą. Najlepszym dowodem na to, że aura dziś nie oszczędzała jest fakt, że pociłem się od samego siedzenia, i to pomimo otwartych drzwi i okien. No cóż, takie są uroki lata. Wyobraźcie więc sobie, jak musiały wyglądać dzieciaki po godzinnym treningu, który - jak się domyślacie - nie składał się z samego siedzenia:).

W związku z tym, że ani ja nie znałem grupy, ani dzieciaki nie znały mnie - bo dawno mnie tam nie było - uznałem, że najlepsze będzie wzajemne poznanie się i przekonanie dzieciaków do siebie poprzez zabawy. A że Dzień Dziecka był tydzień temu, to i pretekst się znalazł wyborny:). Godzina zabaw minęła z prędkością światła, w międzyczasie kilkukrotnie zmieniając swoje oblicze. Było trochę 'zamrażanego', 'murarza', był i 'zbijak', była też lubiana - chyba przez wszystkich - gra pt. 'wilk i owce'. Generalnie - dla każdego coś miłego:). Na zakończenie, żeby jeszcze się (dzieciaki:D) trochę zmęczyć, zaproponowałem zenpo-kaiten-ukemi, a sam koniec znów należał do 'niebo-ziemia'. Patrząc po uśmiechniętych obliczach i zmierzwionych włosach mogę uznać, że trening był udany; powiedziały to zresztą same dzieciaki - co jest dla mnie najważniejszym wskaźnikiem:). Mam nadzieję, że kilkoro bardziej nieśmiałych dzieciaków, które mogły się trochę wystraszyć nowej osoby (czyli mnie - bom straszny i brzydki:P), na następnych zajęciach będą się czuły bardziej swobodnie i będą w nich śmielej uczestniczyć:).

Po drugie: trening dla dorosłych był dziś nadzwyczaj obfity w ofiary:). Można powiedzieć, że trup ścielił się gęsto. Żeby jednak nie było wątpliwości - tymi ofiarami były komary (ale dramatyzm pierwszego zdania rodem z internetowych gazet;]). 

Po trzecie: trening dla dorosłych prowadziłem ja, ponownie:). Znów garstka osób, czyli Młoda, Rumcajs, Wojtek i Łukasz, znów trochę więcej luzu, mam nadzieję, że także sporo frajdy. Żeby nie przedłużać wpisu, wspomnę tylko na jeden z elementów, który został na treningu poruszony. Otóż złożyło się tak, że - choć wstyd się przyznać:) - yoko-ukemi jako tako opanowałem jakieś dwa miesiące temu. Tak wyszło - udało się je zrobić we właściwym dla mnie czasie; właściwym w sensie naturalnym dla mojego ciała - bez wymuszania, bez pośpiechu. Po prostu nadszedł czas, w którym moje ciało powiedziało "ok, no to jazda z tymi yoko":). 


No więc sobie polataliśmy, a najbardziej cieszę się z tego, że polataliśmy sobie wszyscy:). Chyba nie może być nic fajniejszego niż to, kiedy udaje ci się kogoś właściwie pokierować, dzięki czemu udaje mu się wykonać formę, z którą miał wcześniej problemy. 

I Wojtek dziś pofrunął:).

Udany dzień:).

tomek

2 komentarze:

  1. Ignoranci na tej północy - żadnych gier nie znają! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. www.google.pl - myślę, że tam można znaleźć pełen wachlarz różnorodnych gier;]

    OdpowiedzUsuń